Bogusław Chrabota Bogusław Chrabota
590
BLOG

Przekleństwo telewizji. Esej.

Bogusław Chrabota Bogusław Chrabota Polityka Obserwuj notkę 6

Tym razem proponuję duży esej o przekleństwie telewizji. W druku ukaże się w majowym numerze dominikańskiego pisma "W drodze". Jest fragmentem większej całości, czyli cyklu tekstów eseistycznych o współczesnych mediach. Będzie zatem jeszcze o internecie, konwergencji etc. Dziś pierwsza część. W następnych dniach kolejne fragmenty. Aha, fakt, że to esej, niech was nie przeraża. Tekst jest dostatecznie polemiczny.

Gdyby Pan Bóg raz jeszcze miał stwarzać świat, jak długo by myślał, jakie argumenty przywołał , żeby rozstrzygnąć o stworzeniu telewizji?Od czego by zaczął, czy od spojrzenia gdzieś w głąb faveli San Paulo, gdzie w zbitych z blachy falistej domach, telewizja jest jedyną alternatywą dla ulicy? Czy do przemoczonych styczniową wilgocią domków na Podlasiu, gdzie ów kolorowy kalejdoskop banału jest jedynym oknem na świat? A może, zechciałby zajrzeć do dysertacji uczonych, którzy jednomyślnie właśnie telewizję winią za upadek obyczajów, kryzys rodziny i erozję tradycji; bo to przecież ona niesie wzorce tak różne od wszystkiego dotąd. Od świata, który jeszcze trzydzieści lat temu zamykał się w bezpiecznym horyzoncie domu i ulicy, a jedynym co niosło groźbę kosmopolityzmu były szmuglowane przez szczelne granice wyklęte książki i kolorowe gazety…

Miałby Bóg zatem dylemat. Musiałby nie tylko zadać wiele niełatwych pytań, ale i znaleźć na nie dobre odpowiedzi. Musiałby policzyć ilu jest takich, którzy zastygają przed plastikowym pudłem z ruchomymi obrazkami na wiele godzin dziennie z uporem, z jakim nigdy nie chcieli klękać przed ołtarzem, albo nie umieli skupiać się nad książką i gazetą? Czy wynoszą z tego więcej wzruszeń, dobra i pokory, czy też więcej arogancji, bezduszności i wyobcowania? Dla ilu ten zastępczy światek w plastikowym pudle stał się sensem i radością życia? Dla ilu przekleństwem?

Trudno dociec, jak zawsze w kwestii proporcji dobra i zła; jak zwykle w świecie ocen moralnych.Jeśli wszelkie stworzenie ma służyć moralnemu dobru, to co z robić z głupotą w telewizji, co z rozbuchaną erotyką, przemocą, gwałtownością? Czemu służą? Czy jakkolwiek służą dobru człowieka? A jeśli nie dobru, to jak mogą być częścią stworzenia? Nie wchodząc zbyt głęboko w teologię; zło wywodzi się z zaprzeczenia woli boskiej. Zaprzeczenie wynika z wolnej woli człowieka. Czyżby zatem to co złe w telewizji miało swoje źródło w złych skłonnościach człowieka w koniunkcji ze sferą jego wolności? Czyżby więc wolność i tu niosła groźną przestrzeń dla zła? Pytania jakby nie nowe. A jakie odpowiedzi?

Poszukajmy. Czy znajdziemy?Co może boleć w telewizji najmocniej? Bezwzględna statystyka. Świadomość, że telewizja nas obezwładnia, otumania, zajmuje w naszym świecie więcej miejsc, niż mamy na miłość, lekturę i myślenie. Przeciętny Amerykanin ogląda telewizję bez przerwy przez aż 56 dni rocznie. Jeszcze niedawno takie dane wprawiały Polaka w osłupienie. To przecież (przy założeniu, że śpimy nie mniej niż 8 godzin) niemal jedna czwarta naszego życia. To ponad trzy godziny, czterdzieści minut na dobę. A reszta? Praca, spacery, rozmowy z dziećmi? Jeszcze dziś bierze nas na pusty śmiech. Ale śmiech cichnie, zamienia się w przerażenie, gdy sięgamy do analogicznej statystyki w Polsce. Okazuje się, że nie jesteśmy gorsi. Z naszym wynikiem 3 godziny 42 minuty dziennie oglądamy telewizję w skali roku o pół dnia dłużej od Amerykanów…

Krzywe zwierciadło? Krzywe. A co w nim widzimy? Takich samych ludzi, jak tamci za oceanem, którzy jeszcze nie dawno byli dla nas niedobrym wzorcem konsumeryzmu. Do dziś jeszcze wysyłamy sobie Internetem ich obrazki, otyłych do przesady, brzydkich, rozlazłych. Hej! Jesteśmy tacy sami. Że jeszcze jemy mniej chipsów, pijemy mniej piwa i coli? Tylko chwilowo. Już dziś siedzimy dłużej od nich przed telewizorem. Powoli przyjmujemy ich obyczaje, także kulinarne. Za ile pokoleń będziemy tacy jak oni? Jedno, a może dwa? A może już jesteśmy tacy sami?

Jeśli do owych niemal czterech godzin przed telewizorem dodamy kolejne przed komputerem, to standardy są niemal te same. Stajemy się jak oni. Stajemy się nimi. Kto na tym cierpi? My sami? Na pewno. Rodzina? A jakże. Dzieci, dla których brak czasu. Życie duchowe, intelekt, bo nie mamy czasu czytać książek. Nasze zdrowie, bo nie mamy czasu na spacery, wysiłek fizyczny; a więc, giną w świecie telewizji prócz szarych komórek również nasze muskuły, drętwieją ścięgna od ciągłego siedzenia na fotelu. Zamieniamy się powoli dzięki telewizji w otłuszczone człowiecze bryły, bardziej niż w nowego, medialnie „wolnego” człowieka.

Nie lubię statystyki bo jest bezwzględna. Nie dostrzega subtelności, choćby takich, że w indywidualnym przypadku można godzić telewizję z wysiłkiem fizycznym: chodzę na spacery i oglądam tv. Czy to możliwe? W życiu tak. Ale nie w statystyce. Statystyka to wyklucza. Owe niemal cztery godziny oglądania telewizji, to nie-przeczytanie niemal czterdziestu stron książki, dwóch gazet, nie wzięcie udziału w czterech mszach świętych i rezygnacja z dziesięciokilometrowego spaceru po lesie. Można dalej przeliczać… Ten czas, to pięć połów trzech meczów piłkarskich, dwa pełna seanse w kinie. Dwa spektakle teatralne. Ile mogłyby by przynieść wartości? Codziennie. Ile nie przyniosły, bo wybraliśmy telewizję? Ale czy na pewno nie przyniosły?

Bądźmy uczciwi. Drobna prośba. Ale ważna. Wszak rozmawiamy w przytomności Boga. Podpowiadamy argumenty za, bądź przeciw telewizji. Trochę więc dystansu do zbyt łatwych uogólnień. Zwykliśmy przykładać naszą miarę do całego świata. Innych ludzi postrzegamy jak odbicie nas samych w lustrach odległych cywilizacji i kultur. A jest przecież inaczej. Nie ma pełnej równoległości światów. To samo znaczy to samo tylko tu i teraz. Już za rogiem może mieć inne znaczenie.

Wracam do faveli San Paulo. Myślę o lepiankach na przedmieściach Jahanesburga. O blokowiskach Władywostoku i milionach biedaków żyjących na trzcinowych łódkach w delcie Mekongu. To inni ludzie. W innym świecie. Do niedawna nic nas – prócz człowieczeństwa – nie łączyło. Dziś łączy nas telewizja. Tak my jak i oni – godzinami tkwimy przed telewizorami różnych marek.

Warto powiedzieć kilka prawd o tej części ludzkości; są biedni. Siedemdziesiąt procent ludzkości to nie-biali. Także siedemdziesiąt procent to nie chrześcijanie. Tyleż samo procent ludzkości to analfabeci. Aż osiemdziesiąt procent żyje w domach,  do których opisu pasuje kategoria ubóstwa. Połowa ludzkości cierpi na niedożywienie, a pięciuset milionom ludzi codziennie zagląda w oczy widmo śmierci głodowej.  Tylko dwadzieścia pięć procent  miewa pełną lodówkę, ubranie, dach nad głową i miejsce do spania. Tylko osiem procent ma parę złotych w portfelu i jakieś oszczędności. Tylko jeden procent ludzkości ma w domu komputer. I tyleż samo wyższe wykształcenie. Taka jest ludzkość. Taki jest gatunek człowieczy na początku XXI wieku. Słabo – prawda? Oj słabo.

I tymże ludziom dano telewizję. Zastanawiam się, co by było, gdyby im telewizji nie dano? Gdyby to było dobro jeszcze bardziej nieosiągalne od komputera. Pieniędzy. Jedzenia. Jaka byłaby alternatywa? Praca i jeszcze raz praca? Żebractwo? Bo przecież nie kino teatr i książki. W favelach San Paulo nie czyta się książek, nie chodzi ani do kina, ani do teatru. Tu alternatywą jest ulica, bandytyzm, narkotyki  i włóczęgostwo. Telewizja staje się promykiem słońca. Z jej światłem jawi się inny świat. Ładniejszy, lepszy, korzystniejszy. Czy należy go potępiać? Czy wypada go zabierać? Wszystkim, czyli też tej „gorszej” części ludzkości. Ustawmy ją w centrum.

Pomyślmy o domach zbitych z blachy falistej, o lepiankach. O setkach tysięcy starszych i bezradnych ludzi żyjących, na polskiej, rumuńskiej, rosyjskiej prowincji, dla których to właśnie telewizja, tylko i wyłącznie telewizja, bo przecież nic, absolutnie nic innego, jest jedynym oknem na świat. Telewizja: pielęgniarka wartości, misjonarz innego, kolorowego życia, barw, które różnią się od nieszczęśliwej szarości wokół, dla których warto żyć, bo co innego zostaje? Co mili państwo – pisma Heideggera? Nie, pism Heideggera w favelach, ani na podlaskiej prowincji się nie czytuje.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka